niedziela, 26 czerwca 2016

Przyjeżdżamy

w piątek wieczorem, siedzimy przed domem na ławce i podziwiamy świetliki latające wokół nas. Noc upalna, zrezygnowaliśmy ze spania na poddaszu, nie dało się, nawet kota nie chce tam wchodzić, gdy na co dzień poddasze to jej królestwo. W sobotę dalszy ciąg upału i bardzo parnie, całe szczęście, że młodszy synek w ramach jeszcze dnia ojca wpadł na wieś w piątek i skosił trawę na podwórku, tak że mąż miał w sobotę wolne od koszenia. Od upału przynosi ulgę tylko zimna woda i lody. Pod wieczór zaczyna grzmieć i się chmurzyć, pada i wieje, a w końcu pada grad wielkości dużego grochu.


Niedziela już chłodna, daje się oddychać na dworze i w domu.
Moje nalewki : lawendowa, z kwiatów bzu czarnego, truskawkowa i orzechowa nabierają mocy.

11 czerwca w sobotę

idziemy na uroczyste zakończenie pleneru artystycznego przy wiejskiej świetlicy. Są podziękowania dla artystów, ale szczególnie dla organizatorów Asi i Mariusza, którzy mimo wielu trudności organizują plener co roku.





Próbujemy też wspaniałych ciast upieczonych przez zaprzyjaźnione dziewczyny, jest też kawa i herbata.


A potem oglądamy wystawione prace, obrazy, które powstały na plenerze.







poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozrosło się


U góry widać jak jeszcze niedawno, bo parę lat temu sosny były małe, a pergola słabo zarośnięta.
Dziś od bramki idzie się prawie zielonym tunelem.
Kwitną piwonie, przez to, że ciepło w nocy i w dzień rozwijają się i obsypują płatki w ekspresowym, tygodniowym tempie. Szybko, zbyt szybko.








Mama realizuje się w ogrodzie, sałata w tym roku obrodziła jej nadzwyczajnie.