sobota, 12 listopada 2016

Powinnam

mieszkać na wsi, byłabym zdrowsza. Dwa dni grabienia liści rozruszało wszystkie moje mięśnie.




W domu coraz zimniej, paliłyśmy z mamą już non stop w kuchni  i w kominku. Na obiad łosoś.


Mama nazbierała dwa wiadra opieniek, obgotowała je, tak że do domu przywiozłyśmy już gotowy produkt do zaprawienia tylko śmietaną i czosnkiem.


niedziela, 30 października 2016

Mieliśmy

wpaść na wieś, tylko po narzędzia potrzebne do sprzątania na cmentarzu, jakieś grabki, haczka, wiadro. Ale wzięliśmy z sobą kotkę, by się przewietrzyła, bo już ostatnio tak strasznie się żali, że nudno w mieście, że aż przykro było słuchać. Jak wróciliśmy z cmentarza



zabraliśmy się za grabienie liści, bo orzech wszystkie zgubił, a leszczyny obficie sypnęły, ale one to tyle liści mają że czeka nas jeszcze kilka grabień.



No i przy tym grabieniu zastała nas noc, postanowiliśmy więc zostać na niedzielę, bo w domu po całodziennym paleniu w kuchni i kominku zrobiło się nawet mile ciepło.
Pochowaliśmy wszystkie ławki, huśtawki i stół. Zabezpieczyłam przed zimą poidełko dla ptaków. Następnym razem już tylko prace w ogrodzie, trzeba będzie powycinać przekwitłe kwiaty, wyciąć sałaty, koperek, pietruszkę i chyba rzodkiewkę.


 W lasku brzozowym wyrosło nam z 6 rodzajów grzybów, raczej wszystkie niejadalne, ale wyglądają przecudnie :-)


Choć jedne z nich wyglądają jak rydze. Ciekawe czy naprawdę to one.



Do jedzenia zaś nazbieraliśmy opieńki, to jedyne, do których mamy zaufanie :-)


poniedziałek, 3 października 2016

Moje

imieniny, wyprawiłam dla przyjaciół na wsi w ostatni chyba taki ciepły weekend. Przesiedzieliśmy dwa dni na dworze, jedząc, pijąc, trochę tańcząc, trochę tarzając się po trawie przy ognisku :-)
Było miło, wesoło i ogólnie przyjemnie. Trzeba to powtórzyć, może w listopadzie, choć pewnie tak ciepło już nie będzie niestety.


niedziela, 18 września 2016

Deszcz

w końcu, bo już wszystko wyschło i wszystkie rośliny umęczone straszliwie. Wprawdzie zrobiło się od razu chłodno i tym bardziej jesiennie, ale już żal było patrzeć na te przewiędnięte drzewa, tak drzewa, bo już nie nawet kwiaty, krzewy, ale nawet drzewa, ze smutno zwisającymi liśćmi.





Asia z Mariuszem zorganizowali fajne warsztaty z plecenia koszyków z tzw. papierowej wikliny. Byłam w pełnym szoku, że ze ścinków gazety można wypleść takie cuda.








To po lewej uplecione przeze mnie, miska po prawej zrobiona przez profesjonalistę, kupiona przez mamę, bo kolor jej pasuje do kuchni :-)


środa, 7 września 2016

Wrzesień

Oto widzisz, znowu idzie jesień
człowiek tylko leżałby i spał...
Załóżże twój szmaragdowy pierścień
blask zielony będzie miło grał.

Lato się tak jak skazaniec kładzie
pod jesienny topór krwawo bardzo
a my wiosnę widzimy w szmaragdzie,
na pierścieniu, na twym jednym palcu.

Konstanty Ildefons Gałczyński  
1937

A na wsi Dożynki. Wieniec upleciony przez zdolne tutejsze dziewczyny zajął jak zwykle wysokie, tym razem drugie miejsce.


dwa zdjęcia wyżej ze strony www.scinawa.pl




piątek, 19 sierpnia 2016

W oczekiwaniu

na przyjazd rodziny, czytam i bujam się na huśtawce i wtedy znowu przychodzą sarny, matka z córką, czyż nie są przepiękne.




Ta susza

powoduje, że liście z orzecha lecą jak oszalałe, grabię je i wychodzi z tego całkiem niezła kupka.




Sąsiadka przynosi jajka od kur, takie wiejskie, prawdziwe, co to kury chodzą po podwórku i grzebią sobie co tam im się podoba, oraz piękną, dużą cukinię.
Wieczorem ( całe szczęście, bo już mi się znudziła ta samotność, która dobra jest może na chwilkę, ale na kilka dni jest okropna ) przyjeżdżają mama z tatem, mąż, chłopcy i przyszła synowa. Smażę więc tę cukinię na ich przyjazd i robię kotlety mielone z czosnkiem, cebulą i natką pietruszki.









Dzień czwarty

Dziś śniadanie trochę nietypowe, zioła połączone z owocami. Na talerzu bazylia, rukola, pietruszka i pokrzywa, do tego garść jeżyn, malin i dwa jajka. Dla smaku sól, oliwa z oliwek i ocet jabłkowy.




Przez jakiś czas nie było prądu, może przez to spaliła się żarówka, gdy próbowałam ją wykręcić rozsypała się w dłoniach, gwint został w kloszu. Że też takie rzeczy przydarzają się jak nie ma żadnego mężczyzny w domu. Znalazłam ( obcęgi? kombinerki? co to właściwie jest :-)  i udało się wymienić żarówkę.


Musiałam też odmrozić wiśnie bo jedna paczka bardziej puściła sok.



Pająki przygotowują się chyba do zimy :-)  Wygrzewają się w słońcu i osnuwają pajęczyną miejsca, które uważają idealne na pułapki.