poniedziałek, 17 listopada 2014

Aksjomat

Kiedy byłam mała, w moim świecie funkcjonowały 4 stałe pory roku, plus 2 przejściowe : przedwiośnie i przedzimie.
Działały wtedy wszystkie przysłowia, W marcu, jak w garncu, Kwiecień plecień poprzeplata…, Idzie luty podkuj buty.
Gdy w marcu topiliśmy Marzannę, naprawdę odpływała na krze do morza. Maj był wiosenny, czerwiec  prawdziwie letni, w lipcu padało, a w sierpniu były upały.
Jesień ze zbieraniem kasztanów, szuraniem butami w masie liści w parku, z ogniskami i wykopkami.
Obowiązkowe babie lato, ciepłe i słoneczne. W listopadzie przychodziło przedzimie, mokre i mgliste z szarugami jesiennymi.
 W grudniu zaczynał padać śnieg, a na Boże Narodzenie zawsze jechaliśmy na wieś do dziadków.
W Wigilię mroźnym wieczorem, gdy śnieg skrzył się w świetle księżyca i latarni, wychodziłam z dziadkiem do stajni, by słuchać czy zwierzęta coś powiedzą i podzielić się z nimi okruchami opłatka.
W pierwszy i drugi dzień Świąt szalałam z miejscowymi dzieciakami na górkach zjeżdżając na sankach.
Zawsze tak było, zawsze…słowo Tradycja było pewne i trwałe w moim małoletnim życiu  i odnosiło się nie tylko do świąt, zwyczajów i życia codziennego, ale i do pór roku.
STABILIZACJA, PEWNOŚĆ i PRZEWIDYWALNOŚĆ.
Kwiatki wiosną, upały latem, szaruga jesienią, zimą mróz i śnieg.
A teraz? Teraz w listopadzie na wsi, gdy wpadamy na chwilę jemy posiłki na dworze, bo cieplej niż w domu.  Rośliny głupieją, rosną poziomki, zakwitła lawenda i pierwiosnki, a stokrotki w grudniu to już zaczyna być standard.
 Świat oszalał, nie tylko w przyrodzie, ale i w życiu codziennym, nic nie jest już pewnikiem.

1 komentarz:

  1. A niepewność to jeden ze stanów, który najtrudniej jest zaakceptować ;)

    OdpowiedzUsuń